Rezerwat przyrody Prządki, powszechnie znany zakątek chronionej przyrody, dokładnie 14 lutego 1957 r. zarządzeniem ministra leśnictwa i przemysłu drzewnego uznano grzbiet górski na pograniczu Korczyny i Czarnorzek, o powierzchni 13,62 ha, za rezerwat przyrody pod nazwą Prządki.
Prządki od niepamiętnych czasów były przedmiotem zainteresowania. Najwięcej podziwu budził wygląd samych skał. Dziwaczne ich kontury z licznymi zagłębieniami, rysami, szczelinami, zaokrąglone, przysadziste głaziszcza - wszystko to przypomina jakieś przygarbione postacie ludzkie zaklęte w kamień. Dlatego też wyobraźnia ludu osnuła dookoła nich romantyczne legendy.
Skały zawsze zwracały na siebie uwagę zarówno przygodnych wędrowców jak i przyrodników, starających się wytłumaczyć ich powstanie. Prządki zbudowane są z piaskowców ciężkowickich, których wiek geologiczny określany jest jako dolny eocen (55-35 mln lat temu). Piaskowiec ten tworzy cały wielki grzbiet na pograniczu Korczyny i Czarnorzek, a którego fragmentem są Prządki.
Zainteresowanie skałami w dużym stopniu ograniczało się jedynie do oglądania ich przez turystów, którzy często zeszpecali (i nadal to czynią) napisami. Niegdyś były to napisy kute w skałach, dziś skały „dekorowane” są kolorowym spreiem.
Prządki w latach dwudziestych ubiegłego wieku były miejscem eksploatacji materiału skalnego do celów budowlanych oraz do wyrobu kamieni młyńskich, żaren, brusów, osełek itp.
O eksploatacji kamienia decydowała łatwość kruszenia obnażonych skał oraz położenie ich w nieco spornym i nieużytkowanym terenie.
Obecnie grunty wchodzące w skład rezerwatu stanowią własność Skarbu Państwa i są zarządzane przez Nadleśnictwo Dukla, podlegające Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.
W latach trzydziestych minionego wieku część obecnego rezerwatu od strony południowej wraz z otaczającym lasem należała do gen. Stanisława Szeptyckiego, a część północna do ówczesnego wójta gminy Czarnorzeki Andrzeja Wajdy.
Opisana powyżej sytuacja stwarzała w tym czasie duże niebezpieczeństwo dla tego „pomnika natury”. Uwzględniając wartość estetyczną i naukową Prządek, Lwowski Konserwator Wojewódzki objął je częściową ochroną, w związku z czym starostwo krośnieńskie wydało rozporządzenie zabraniające jakiegokolwiek naruszania skał. Przedsięwzięcia te ograniczyły częściowo eksploatację, jednak nie przyniosły zdecydowanej poprawy sytuacji.
O konieczność objęcia Prządek ochroną prawną w postaci rezerwatu przyrody apelował w 1932 roku Henryk Świdziński, wybitny geolog karpacki, profesor AGH, członek korespondent Polskiej Akademii Nauk. Proponował on utworzenie rezerwatu w dwóch wariantach: minimalnym - tj. wydzielenie każdej grupy skał z osobna, albo maksymalnym - tj. jednego zwartego obszaru, w którym znalazłyby się wszystkie cztery grupy skał.
Projekt pierwszy praktycznie był najłatwiejszy do przeprowadzenia, jednak nie odpowiadałby celowi rezerwatu. Rezerwat nie tworzyłby całości i nie byłoby do niego dostępu. Dlatego jedynym możliwym - zdaniem prof. Świdzińskiego - rozwiązaniem było wydzielenie całego obszaru, zajętego przez skały. W ten sposób powstałby rezerwat o powierzchni 4,07 ha, z czego 3,55 ha przypadałoby na grunty gen. Stanisława Szeptyckiego, a 0,52 ha na grunty wiejskie. Propozycje utworzenia rezerwatu pojawiły się w latach 1930-1932, którego gorącym orędownikiem był prof. H. Świdziński.
Po II wojnie światowej, kiedy teren dzisiejszego rezerwatu stał się własnością Skarbu Państwa, wieloletnie starania ochroniarzy zostały uwieńczone sukcesem. W 1957 roku zarządzeniem ministra leśnictwa i przemysłu drzewnego utworzono rezerwat przyrody Prządki. Aby upamiętnić pionierskie zasługi prof. H. Świdzińskiego w ochronie skał, w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia zaproponowano zmianę nazwy rezerwatu Prządki - na Prządki - rezerwat im. prof. H. Świdzińskiego. Jak dotąd, propozycja ta nie doczekała się realizacji.
Prządki, zwane „Perłą Pogórza”, są bez wątpienia turystyczną atrakcją Podkarpacia. Rezerwat odwiedza rocznie kilkadziesiąt tysięcy osób, z czego prawie 80% to młodzież szkolna jako zorganizowane grupy wycieczkowe.
„Legenda o Prządkach”
Dawno temu był taki zwyczaj, że dziewczęta, wychodzące za mąż, musiały własnoręcznie uprząść nici na płótno, z którego szyto suknie dla nich i dla narzeczonych. W tym to czasie mieszkały w zamku dwie dorosłe córki z matką. Obie miały wkrótce wyjść za mąż, siedziały przeto przy kołowrotkach i przędły nić na ślubne suknie. Ślub miał odbyć się w Wielki Poniedziałek. Siostry śpieszyły się bardzo, ale że pracy było jeszcze dużo, nie zdążyły jej w czasie wykończyć. Nadeszła Wielkanoc. Siostry zamiast iść na rezurekcję do kaplicy zamkowej, zamknęły się w pokoju, chcąc wykończyć pracę. Kiedy się o tym dowiedziała matka, zawrzała strasznym gniewem i zawołała: „Obyście za karę skamieniały, przeklęte córki!” I oto obie córki zamieniły się w głazy, a z nimi matka, jako że nie umiała wychować córek w bojaźni bożej.
(wg opowiadania Zofii Grochmal)
Dawnymi czasy Kamieniec otoczony był gęstym borem, pełnym wszelakiego zwierza. Pan zamku urządzał często polowania, zapraszając na nie sąsiadów. Szczególnie mile widziani byli młodzieńcy, jako że pan zamku miał trzy dorodne córki na wydaniu.
W jednej z nich zakochał się młody rycerz i poprosił ojca o jej rękę. Odbyły się zaręczyny i zaczęto przygotowywać huczne wesele. Drużyna wyruszyła o świcie na polowanie do pobliskiego boru, panny zaś przędły płótno na ślubną wyprawę. Kiedy myśliwi nie wrócili na noc, następnego dnia wieczorem zaniepokojone siostry wyruszyły konno na poszukiwanie myśliwych. Wkrótce jednak zapadła noc i wśród ciemności siostry straciły orientację. Po kilkugodzinnej wędrówce znalazły się na skraju polany, a widząc ognisko i siedzące przy nim postacie, były przekonane, że to poszukiwani myśliwi. Jakie było ich przerażenie, kiedy na ich okrzyk, zamiast ojca, podszedł do nich brodaty zbójca, a z lasu wynurzyło się kilka groźnych postaci. Przerażone zawróciły konie i rzuciły się do ucieczki. Zbójcy także dosiedli koni i tak rozpoczął się szaleńczy pościg. Odległość między ścigającymi a ściganymi zmniejszała się, bo konie sióstr były okrutnie zmęczone. I kiedy wydawało się, że dla dziewcząt nie ma już ratunku, stała się rzecz dziwna. Czarownik, który przybył wraz z młodzieńcem do zamku, zamienił siostry w ogromne głazy, a sam zapadł się pod ziemię. Od tego czasu słychać w tym miejscu nocą dziwne jęki i zawodzenia, jakby siostry skarżyły się na swój los.
(wg opowiadania Wojciecha Byczka)